Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/174

Ta strona została przepisana.

chwili, kiedy major przybywał do nich, — daremno proch marnujesz; nie dawaj nabojów tak mocnych. Kiedy prochu nie wiele, ołowiu jak w miarę, a ramię dosyć długie, rzadko się nie udaje wydrzeć; Mingowi śmiertelnego zawycia. Tak przynajmniej nauczyło mię doświadczenie. No no, każdy na swoję miejsce; bo nikt nie wie kiedy i z któtej strony napadnie Makwa.
Dwaj Indyanie w milczeniu udali się na te same stanowiska, gdzie noc całą nie daleko jeden drugiego przepędzili w rozpadlinach skał panujących nad powierzchnią Wodospadu. Kilka karłowatych sosen w kształcie krzaku rosło pośrzodku wysepki. Tu strzelec z Hejwardem umieścili się między kupą ogromnych głazów. Za niemi wznosiła się okrągława skala, która opierając się gwałtownym wodom zmuszała je dwoma korytami wpadać do opisanych już przepaści. Ponieważ zaczynało świtać, nadbrzeża rzeki przestały bydź dla oczu ciem-