Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/182

Ta strona została przepisana.

sujących się nad brzeg przepaści: Dunkan postrzegł że przyszła stanowcza chwila, ostatnich sił dobył, żeby zwycięzcą wyjść z walki. Ale przeciwnik nie mniej był straszny: obadwa znajdowali się o dwa kroki od przepaści, na dnie której odmęt przechłaniał rzekę; Hejward miał gardło ściśnione ręką przeciwnika, widział na jego ustach ten uśmiech srogi, co zdawał się wyrażać ze gotów zginąć byleby nieprzyjaciela pociągnął za sobą; czuł powolne ustępowanie sił swoich przewyższającej mocy, i doświadczał całej okropności takiego zgonu. W tej chwili niechybnej zguby, postrzegł między sobą a dzikim czerwoną rękę i błyszczącą klingę noża: wnet lndyanin puścił swą zdobycz, z podciętych żył jego natężonej ręki trysnęła krew strumieniem, a kiedy zbawcze ramię Unkasa cofało w tył Hejwarda, jego noga tymczasem strąciła w przepaść nieprzyjaciela grożącego jeszcze wzrokiem.