Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/185

Ta strona została przepisana.

sypały się szybkie wystrzały, jak gdyby barbarzyńcy na drzewach i skałach chcieli mścić się śmierci swych towarzyszów.
Szyngaszguk przez cały czas potyczki z niezachwiany stałością zostawał na swoim stanowisku i ukryty oddawał nieprzyjaciołóm strzały równie nieszkodliwe, jak sam odbierał. Kiedy okrzyk tryumfu Unkasa doszedł jego uszu, zadowolony ojciec okazał radość podobnymże wołaniem, i odtąd z częstych tylko strzałów można było poznać, że nie opuścił swojego miejsca. Kilkanaście minut upłynęło szybkością myśli, a napastnicy nie przestawali dawać ognia już pojedynczo, już razem. Skały, drzewa i krzaki, nosiły piętna kul na około oblężonych, lecz ci tak bezpieczne obrali schronienie, że jeden tylko Dawid był raniony między nimi.
— Niechaj sobie szafują prochem, — rzecze strzelec z krwią najzimniejszą, chociaż kule gwizdały mu nad głową, — poźbieramy ich