Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/214

Ta strona została przepisana.

otwór zabezpieczony rzeką, odważnie i cierpliwie czekał dalszego wypadku.
Długie i głębokie milczenie nastąpiło po tych słowach majora. Chłód poranku oświeżył jaskinię i szczęśliwy skutek sprawił na umysłach zgromadzonych w niej osób. Każda chwila upłyniona bez nowego niebezpieczeństwa, rozniecała w ich sercach iskierkę odradzającej się ufności; nikt wszakże nie śmiał odezwać się z nadzieją, którą moment następny mógł zniszczyć.
Zdawało się, że jeden tylko Dawid nie doświadczał tych uczuć. Przy słabym promyku światła przez otwor jaskini padającym na niego, można było widzieć że pilnie przerzucał kartki swojej nieocenionej książki, jakby szukał pieśni stosownej do obecnego zdarzenia; bo zapewne kręciło się jeszcze mu w pamięci co major mówił wprowadzając go do jaskini. Nareszcie usilna jego praca uwieńczona została. Jednym razem, bez wstępu, bez przemowy: — Wyspa