Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/291

Ta strona została przepisana.

do Kory i ukazując jej narzędzia śmierci, rzekł z uśmiechem piekielnym:
— Cóż teraz córka Munra powie na to? Czy jej głowa zbyt dumna żeby spoczywać miała na poduszce w wigwamie Indyanina, woli taczać się u podnoża góry jak okrągły kamień i wilkóm za igraszkę służyć? Jej piersi nie chcą karmić dzieci Hurona, dobrze więc, Huronowie będą plwali na nie.
— Co tam ten potwór mówi? — zawołał Hejward, nie pojmując znaczenia słów jego.
— Nic, — odpowiedziała Kora, równie łagodnie jak mężnie: — jest to barbarzyniec ciemny i dziki; nie wie on sam co mówi i co czyni. Poświęćmy ostatnie chwile nasze na ubłaganie nieba, żeby oświeciwszy go, raczyło mu przebaczyć.
— Przebaczyć! — powtórzył Indyanin w szaleństwie gniewu rozumiejąc mylnie, że to jego o przebaczenie błagano. — Pamięć Hurona jest dłuższa niżeli ręka twarzy bladej, a łaskawość jego krótsza niż sprawiedliwość