Powodowani, każdy z osobna, miłością synowską, przywiązaniem i wdzięcznością, Unkas, strzelec i major pośpieszyli Szyngaszgukowi na pomoc. Ale próżno nóż Unkasa szukał przejścia do serca ojcowskiego nieprzyjaciela; próżno Sokole Oko podnosił i zniżał kolbę swej rusznicy, chcąc go w łeb ugodzić; próżno Hejward upatrywał chwili, żeby złapać rękę lub nogę Hurona: gwałtowne ruchy tarzających się we krwi i piasku zmieniały się tak szybko, iż dwa ich ciała zdawały się jedném. Nikt nie śmiał zadać ciosu lękając się pomylić i zgubę zamiast ratunku przynieść.
Były jednak, chociaż bardzo krótkie chwile, kiedy oczy Hurona straszne, jak owego potworu w bajkach bazyliszkiem zwanego, błyszcząc przez powłokę kurzu, spotykały natężony wzrok nieprzyjaciół grożących; ale nim przeznaczone mu ciosy spaśdź zdołały, już na tém miejscu ukazała się zapalona twarz Mohikana. Plac walki zmieniał
Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/304
Ta strona została przepisana.