Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/321

Ta strona została przepisana.

— Bynajmniej. Indyanie nie takie mają oczy, Łeby ujść ich wzroku; musieliśmy kryć się jak najstaranniej. Ale największa bieda była utrzymać w spokojności tego młodzika. Oj! Unkas, postąpiłeś tym razem, jak ciekawa kobieta, a nie jak wojownik twojego narodu.
Przenikliwe oczy Unkasa zwróciły się na strzelca, lecz ani odpowiedział, ani okazał najmniejszego upokorzenia; owszem, jak Hejwardowi zdało się przynajmniej, twarz młodego Mohikana malowała dumę i wzgardę. Jeżeli zaś milczał na ten zarzut, to zapewne albo przez poszanowanie dla osób obecnych, albo przez zwykły uległość dla towarzysza białego.
— Ale postrzegliście ze nas odkryto? — dodał major.
— Posłyszeliśmy, — odpowiedział z przyciskiem Sokole Oko; — wycie dzikich jest mowy dosyć zrozumiałą dla tych, co pędzą życie w lasach. Lecz kiedyście państwo