Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/322

Ta strona została przepisana.

wysiadali z łódki, natenczas musieliśmy jak węże cisnąć się pod krzaki żeby nas nie postrzelono, i odtąd nie ujrzeliśmy już was aż tam przy tych drzewach, gdzie uwiązani mieliście po indyjsku zginąć.
— To sama Opatrzność ocalić nas raczyła, — rzecze Hejwaird; — cud prawie, ze nie inną poszliście drogą; bo Huronowie rozdzielili się na dwie gromady, i tak jedni jak drudzy wzięli po parę koni.
— Ale, ale! — zawołał strzelec, jakby przypominając wielki kłopot; — z tej przyczyny tylko cośmy nie stracili tropu, jednak domyślając się, i jak się pokazało słusznie, że ci zbójcy nie poprowadzą jeńców na północ, wzięliśmy się w tę stronę. Lecz kiedy uszedłszy mil kilka, nie znalazłem żadnej gałązki złamanej, o co odchodząc prosiłem, zacząłem już wątpić nie żartem, tem bardziej, że wszystkie ślady jakie postrzedz mógłem były od mokassińów.
— Huronowie mieli ostrózność, obuć nas