Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/349

Ta strona została przepisana.

szczy, a szlak kędy podróżni przybyli do starej warowni był tak krótki, że dzicy go nie postrzegli, chociaż we dnie pewno jakikolwiek znak przejścia nieuszedłby ich wzroku.
Z tém wszystkiém, nim upłynęło parę minut, stąpania kilku Huronów dały się słyszeć w zaroślach kasztanowych, ledwo o dziesiątek kroków od brzegu.
— Już przychodzą, — rzecze Hejward cofając się w tył, żeby wysunąć koniec strzelby pomiędzy drzewa; — dajmy ognia do pierwszego co się pokaże.
— Nie rób tego; — odpowiedział Sokole Oko; — za pierwszym błyskiem z panewki cała zgraja, jak gromada zgłodniałych wilków, rzuciłaby się na nas. Jeżeli już tak Bóg przeznaczył, żebyśmy walczyli w obronie naszych włosów, spuść się pan na ludzi, którzy lepiej znają obroty dzikich i nie gotowi przed lada krzykiem wojennym uchodzić z miejsca.