chodziłem te strony; ale nie raz walczyłem tutaj od wschodu do zachodu słońca.
— Ach! to te wody, co są grobem poległych w sławnej bitwie. Zapominam jak się nazywają, ale słyszałem o nich.
— Trzy razy jednego dnia biliśmy się tutaj z Francuzami i Holendrami, — mówił dalej strzelec, jakby przypominając sobie, nie zaś opowiadając majorowi. — Nieprzyjaciel spotkał nas, kiedyśmy rozciągali zasadzkę na ich straż przednią. Pierzchaliśmy przez wąwozy, jak daniele rozpłoszone, a nad brzeg Horykanu; lecz tam zebrawszy się za wałem z drzew pospuszczanych, uderzyliśmy na nieprzyjaciół pod dowodztwem sir Williama, który właśnie też za to co dokazywał dnia tego, został sir Williamem, i wieczorem godnie powetowaliśmy nasz odwrót ranny. Kilka set Francuzów i Holendrów ostatni raz widziało słońce; ich naczelnik nawet, Dizo, dostał się nam tak pokryty ranami, ze już niezadatny potem
Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/357
Ta strona została przepisana.