Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/368

Ta strona została przepisana.

zaczynał ich okrywać, tym więcej spotykali zawad; pewność jednak że coraz są bezpieczniejsi, sowicie wynagradzała trudy.
Scieszka kręto idąca między urwiskami i drzewy prowadziła na górę tak nieznacznie, że chyba tylko mieszkańcy pustyń, których stopy ją udeptały, mogli wiedzieć o niej. W miarę tego jak się podnosili nad dolinę, powietrze zaczynało bydź czystsze i jaśniej dawały się postrzegać przedmioty. Karłowate zarośle z trudnością żywiące się na suchych bokach wyżyn, zostały już pod ich nogami i ukazał się wierzchołek mchem porosły. Wstąpiwszy tu nakoniec znaleźli małą płaszczyznę, a z niej przez sosny rosnące na górze z drugiej strony horykańskiej doliny, ujrzeli czerwonawy blask zorzy.
Strzelec powiedział dwóm siostrom, żeby pozsiadały z koni, i uwolniwszy zmordowane bydlęta od ciężaru siodeł, puścił rozkiełzane paść się trawą i liśćmi krzewów, jakie w tém miejscu bydź mogły.