— Ruszajcie sobie szukać paszy, gdzie się wara podoba, — rzecze poganiając je tręzlami, — ale strzelcie się, żebyście same nie zostały pastwy wilków włóczących się po tych górach.
— Alboż nam nie będą potrzebne jeśliby nas ścigano? — zapytał Hejward.
— Chodż pan, zobacz i sam to osądź, — rzecze strzelec zbliżając się do wschodniego brzegu płaszczyzny i skinieniem przywołując dalsze towarzystwo. — Gdyby tak łatwo było czytać w sercu ludzkiem, jak widzieć stąd, co sin dzieje w całym obozie, Montkalma; mniej szkodziliby obłudnicy i przewrotność Mingów, a uczciwość Delawarów wyszłaby na jaw.
Podróżni stanąwszy o kilka kroków od brzegu góry, przekonali się jednem spojrzeniem, iż strzelec nie darmo obiecywał zaprowadzić ich na miejsce niedostępne najtrafniejszym gończym i oddali sprawiedliwość jego przezorności w wyborze schronienia.
Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/369
Ta strona została przepisana.