Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/378

Ta strona została przepisana.

od nich co widzieli i uczynić własne postrzelenia, pośpieszył w tęż stronę.
Po oliwili wrócił zaczerwieniony ze złości, i témi słowy gniew swój wynurzył:
— Przebiegłe psy, Francuzi! na samej drodze naszej postawili pikietę, dwóch ludzi, białego i czerwonego. Któż teraz pod» czas mgły może bydź pewny, że między nich nie wpadnie?
— Czy nie możemy zboczyć trochę żeby ich ominąć, — rzecze Hejward, — a potem znowu na naszę drogę powrócić?
— W takim tumanie straciwszy raz kierunek, — odpowiedział strzelec, — trudno jest wiedzieć kiedy i jak uda się?go odzyskać. Mgła Horykanu, to nie jedno co dym z lulki albo ze strzelby.
Ledwo wymówił te słowa, kula armatna przeszła lasem o kilka kroków od niego, wyrwała kawał ziemi, obiła się o sosnę i padła przy niej. Razem prawie z tym posłańcem śmierci przybyli dwaj Mohikanie: Unkas