Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/380

Ta strona została przepisana.

razie więcej należało czynić niż mówić, wziął pod ręce swoję towarzyszki i przyśpieszał ich kroki, żeby nie stracić z oczu przewodnika. Wkrótce dało się widzieć, że strzelec bez przesady opisywał mgłę Horykanu, gdyż zaledwo uszli pięćdziesiąt kroków, tak ciemny otoczył ich obłok, iż o kilka stop nie mogli rozróżniać jedni drugich.
Po niejakiem wyboczeniu w lewo, zwrócili się znowu wprawo i byli już, jak się zdawało Hejwardowi, na połowie drogi do pożądanej furtki, kiedy nagle głos, ledwo o dwadzieścia kroków oddalony, powitał ich uszy straszliwém: kto idzie?
— Prędzej, prędzej! — rzecze strzelec pocichu.
— Prędzej! — powtórzył Hejward podobnież.
— Kto idzie? — zawołało w tejże chwili rasem dziesiątek ludzi, z groźnym przyciskiem.
— Ja! — odpowiedział Dunkan dla zwło-