Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/41

Ta strona została przepisana.

hucznéj iożywionej scenie miał pozor otrętwiałości stoickiej; mimo tę obojętność wszakże, można było w nim dojrzeć wyraz hardości ponurej, godny oczu człowieka przenikliwszego niż ten, co go oglądał teraz z rozdziawioną gębą. Mieszkaniec lasów miał wprawdzie tomahawk[1] i nóż swego pokolenia; ale z powierzchowności nie wyglądał na wojownika. Widać było w nim zaniedbanie i ociężałość, będące skutkiem długiego utrudzenia i potrzeby wypoczynku. Farby jakiemi dzicy gotując się na wojnę malują swoje ciało, zlane i pomięszane na jego srogiej twarzy, czyniły ją bardziej jeszcze odrażającą. Oczy tylko niepozbawione bynajmniéj swej żywości dzikiej, błyszczały mu we łbie jak gwiazdy wsrzód chmury. Jego wzrok przenikliwy lecz ostróżny; spotkał na chwilę spojrzenie Europejczyka

  1. Maczuga.