Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/446

Ta strona została przepisana.

tania odpowiadał krótko i zapewne dostatecznie, bo żaden nie zatrzymywał go w drodze.
Prócz tych częstych spotkań, nic nie przerywało jego milczącej przechadzki, od przodka aż do przednich straży obozu. Nakoniec już i żołnierz stojący na punkcie najbliższym nieprzyjaciół, zawołał:
— Kto idzie?
— Swój.
— Hasło?
— Zwycięztwo, — szepnęła osoba tajemnicza, przystąpiwszy do niego tak blizko, zęby mógł usłyszeć.
— Dobrze, — odpowiedział żołnierz zarzucając znowu karabin na ramię; — ależ bardzo rano przechodzisz się mój panie.
— Trzeba bydź czujnym, moje dziecię.
W tém odsłoniła się jedna poła szerokiego płaszcza, nieznajomy przykrył ją szybko i poszedł ku warowni angielskiej, a zdumiony szyldwach nie mniej szybko z najgłęb-