Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/499

Ta strona została przepisana.

kiego krajowca przodkując innym, wstępował na każde wzgórze skąd mógł przeglądać okolice i znakami wskazywał towarzyszom, podług swego mniemania najprzyzwoitszą drogę. Ci jednak nie mniéj przeto mieli się na baczności. Jeden z nich, Indyanin także, szedł nieco dalej bokiem i wzrok nawykły poznawać najmniejszy ślad niebezpieczeństwa, bezprzestanku wodził po za brzegu paszczy. Trzej inni, byli biali, w odzieży takiego gatunku i koloru, jakie najlepiej odpowiadały ich śmiałemu przedsięwzięciu posuwania się za liczném i nieprzyjaźném wojskiem.
Okropne widoki co krok przedstawujące się wędrowcom, sprawiały na każdym z nich odmienne wrażenie. Ten co szedł naprzód, był jeszcze tak młody, że ilekroć w lekkim biegu przez równinę spotykał pokaleczone ofiary, nie mógł oprzeć się sile przyrodzonego uczucia, i lękając się wydać mimowolnego wzruszenia, rzucał