Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/508

Ta strona została przepisana.

zachwianą swoją krwią zimną; — ale niezawodnie albo ona sama przechodziła, albo ją niesiono tędy; bo pamiętam bardzo dobrze, że na jej twarzy, którąby każdy lubił widzieć odkrytą, była zasłona podobna do tej gazy. Słusznie mówisz, Unkas, — odpowiedział potém młodemu Indyaninowi na kilka słów jego przemówionych po delawarsku, — i ja tak myślę, ona sama musiała iść tędy. Uciekała gdzieś do lasu jak daniel przepłoszony; ależ bo i któżby mając nogi czekał na miejscu żeby go zabito? Teraz szukajmy jej śladów; pewno znajdziemy; przecież musiała stąpać, a mnie się zdaje nie raz, że oczy Indyanina mogą nawet postrzedz znak w powietrzu, kędy koliber przeleciał.
— Niech cię niebo błogosławi zacny człowieku! — zawołał mocno wzruszony ojciec; — niech cię Bóg nagrodzi! Ale dokądże mogły one uciec! gdzie znajdziemy moje córki?