Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/511

Ta strona została przepisana.

brał postać i minę człowieka ukazuiącego gad obrzydliwy.
— Wyraźnie tu stąpiła noga ludzka! — zawołał Dunkan przypatrując się schylony. — Przechodzono brzegiem tej kałuży; nie można wątpić o tem. Aż nadto rzecz pewna, że one są w niewoli.
— Zawsze to lepiej dla nich, niż umrzeć z głodu błądząc po lesie, a my tem pewniejsi jesteśmy, ze niestraciemy ich śladu, — spokojnie odpowiedział Sokole Oko. — Teraz gotów jestem stawić w zakład pięćdziesiąt skór bobrowych przeciw pięciudziesiąt skałek, że Mohikanie i ja, nim miesiąc upłynie znajdziemy łotrowskie wigwamy. Nachyl się, Unkas, i zobacz czy nie zrobisz co z tego mokkasina; bo to widocznie znak mokkasina, a nie trzewika.
Młody Mohikan ukląkł, z największy ostrożnością odgarnął kilka suchych liści będących mu na zawadzie, przypatrywał się śladowi tak pilnie, jak skępiec podej-