Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/526

Ta strona została przepisana.

nieba ukazywała się i nikła w mgle snującej się jeszcze. Czarna noc pokrywała już okoliczne góry, a rozległa płaszczyzna między niemi, zdawała się opuszczonym cmentarzem, gdzie milczenie śmierci panowało wśrzód krwawych jej ofiar.
Dunkan przypatrywał się czas niejakiś widokowi tak zgodnemu z tém wrszystkiem, co się niedawno w tych stronach działo. Raz zwracał oczy na rozwaliny warowni i widział pośrzód gruzów jasne ognisko, a przy niém dwóch Indyan i Strzelca; drugi raz poglądając ku zachodowi rozważał jak blado różowe światełko na obłokach odbite gasło nieznacznie, potém wlepił wzrok w ciemną przestrzeń napełnioną trupami.
Po chwili dał się mu słyszeć w tej stronie jakiś szmer niepojęty, tak cichy, tak tłumny, że ani go wytłumaczyć sobie nie umiał, ani brać za złudzenie nie mógł. Wstydząc się sam mimowolnej trwogi swojej, usiłował rozerwać się i zwrócił oczy na