Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/563

Ta strona została przepisana.

Hejward z podwójną bacznością, miłośnika pięknych widoków i wędrowca niespokojnego o siebie, przypatrujący się czarownym tym miejscom, zaczynał już uważać swoję obawę za próżną, gdy wtem wiosła ustały nagle na dany znak przez Szyngaszguka.
— Hug! — zawołał Unkas prawie w tejże chwili kiedy jego ojciec oznajmując o jakimś niebezpieczeństwie, stuknął zlekka po brzegu czółna.
— Cóż tam jest? — zapytał strzelec. — Jezioro stoi tak cicho, jak gdyby nigdy wiatr nie wiał, i na wiele mil mogę widzieć po za wodzie; ale niepostrzegam nawet ani kaczki.
Indyanin zwolna podniosł wiosło i wskazał niem punkt, gdzie oczy jego ciągle utkwione były. W pewnej odległości przed nimi leżała wysepka pokryta lasem; lecz zdawała się tak spokojna, jak gdyby noga ludzka nigdy jej nie zwiedziła.