Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/585

Ta strona została przepisana.

Sokole Oko i dwaj Mohikanie, którzy nie raz przechodzili góry i padoły tej rozleglej pustyni, śmiało puścili się w głąb puszczy, jako ludzie zahartowani na wszelkie niewczasy. Wiele godzin szli oni za przewodnictwem tej lub owej gwiazdy, albo pilnując się biegu jakiego strumyka; nakoniec strzelec wniósł, żeby wypocząć i po krótkiej naradzie z Indyanami, wszyscy trzej rozłożywszy ogień zaczęli czynić swoje zwyczajne przygotowania do noclegu.
Idąc za przykładem towarzyszów doświadczeńszych w tym względzie, Munro i Dunkan zasnęli jeśli nie zupełnie spokojni, to przynajmniej bez wielkiej obawy. Słońce rozpędziwszy mgły, żywym już blaskiem oświecało lasy, kiedy podróżni nazajutrz w dalszą ruszali drogę.
Uszedłszy mil kilka, Sokole Oko zawsze będący na czele wyprawy, zaczął postępować powolniej i z większą uwagą. Często zatrzymywał się i oglądał krzak albo