Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/592

Ta strona została przepisana.

statnie jednak ginęły nagle w pewnym obrębie i nie prowadziły nigdzie.
Znaki kopyt można było napotykać dalej, ale zdawało się ze konie zostawione same sobie, błądziły samopas szukając obfitszego pastwiska. Nakoniec Unkas znalazł świeże ich slady i ukazał je towarzyszom, a kiedy ci zastanawiali się jeszcze nad tak szczególném wydarzeniem, młody Indyanin przyprowadził już i same konie. Siodła, czapraki, rzędy, wszystko, tak było popsute i zwalane, jak gdyby od kilku dni bez dozoru włóczyły się po lesie.
— Co to ma znaczyć? — zapytał Hejward bledniejąc i z drżeniem poglądając w koło, jak gdyby lękał się żeby mu krzaki i zarosłe nie odkryły zaraz strasznej tajemnicy jakiej.
— To znaczy że jesteśmy prawie u kresu podróży i na ziemi nieprzyjacielskiej, — odpowiedział strzelec. — Gdyby zbójca był nacierany zblizka, a panienki nie miały