— Czy nie węża? — spiesznie zapytał strzelec.
— Nie węża, ale prawie takież plugastwo, bo żółwia.
— Hug! — wykrzyknęli razem obodwaj Mohikanie, a strzelec poruszał głową, jak kiedy kto odbierze ważną ale nieprzyjemną nowinę.
Szyngaszguk odezwał się natenczas z taką powagą i godnością, że chociaż mówił po delawarsku, ci nawet co go nierozumieli, słuchali uważnie. Poruszenia jego były znaczące, a niekiedy żywe i mocne. W ciągu mowy, jeden raz podniosł ramię prostopadle w górę i opuszczając zwolna, oparł wyciągnięty palec na piersiach, jak gdyby chciał przezto nadać większą moc temu co mówił. Ruch ten ręki odsłonił trochę kalikotową tkaninę pokrywającą mu wyższą część ciała, i Dunkan bacznie śledzący każde skinienie Sagamora, postrzegł na jego piersiach drobny wizeru-
Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/625
Ta strona została przepisana.