Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/638

Ta strona została przepisana.

ward zostawiony sam sobie, obok istoty tak prostej, tak mało zdolnej dać mu jakąkolwiek pomoc choćby w najostateczniejszym razie, uczuł całą trudność swego przedsięwzięcia, nie tracąc jednak nadziei przełamania wszystkich zawad.
Mrok wieczorny powiększał jeszcze bardziej ponurość i dzikość pustyni daleko rozciągającej się na wszystkie strony, a martwa cisza w domkach z okrągłymi dachami, gdzie tyle żyło mieszkańców, przejmowała jakąś okropnością. Dunkan przypatrując się dziwnym tym budowlom i postrzegając w każdej ich czystce zastanawiający dowód przewidzenia, został uderzony myślą, że nawet zwierzęta dzikich tych ustroni mają instynkt prawie równy rozumowi, i nie mógł wspomnieć bez trwogi jaka czekała go walka i przeciw jakim siłom odważył się zuchwale. Lecz wśrzód tych uwag obraz biednej, samotnej, strapionej Aliny, stanął mu przed oczyma: