Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/65

Ta strona została przepisana.

że czujnej baczności swojej pozwolił zdrzemać na chwilę.
Zaledwo podróżni odjechali, rozchyliły się gałęzie krzaku i wysunęła się głowa ludzka tak szkaradna, jak tylko mogły ją uczynić malowidła dzikiego i wszystkie wrzące w nim namiętności.
Okrutna radość zabłysła na jego twarzy, kiedy śledząc wzrokiem spodziewane swe ofiary, ujrzał kierunek ich drogi. Przewodnik idący o kilkanaście kroków naprzód, już skrył się przed jego oczyma; wdzięczne postaci kobiet i major jadący tuż za niemi, a nakoniec nauczyciel śpiewania, tylnia straż orszaku, jeszcze raz ukazali się między drzewami i kolejno znikli w gęstwini puszczy.