Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/658

Ta strona została przepisana.

rozniecony płomień zatłumił resztę dziennego światła: widowisko stało się wyraźniejsze i bardziej obmierzłe. Rażący obraz tego miejsca miał za ramy czarne ściany paszczy sosnowej, a za tło, oddaloną zgraję wojowników nowo przybyłych. Na kilka kroków przed nimi stało dwóch ludzi, którzy jak się zdawało, przeznaczeni byli do odegrania głównej roli w okrótném igrzysku wnet rozpocząć się mającém. Słabe światło i znaczna odległość, niepozwalały Hejwardowri wyraźnie widzieć ich twarzy, lecz z samej powierzchowności można było poznać, że każdy z nich zupełnie innych doświadczał uczuć. Jeden miał postać prostą i odważną, jak gdyby gotów był po bohatersku znieść przeznaczenie losu; drugi niby wstydem zdjęty lub otrętwiały z przestrachu, trzymał głowę zwieszoną na piersi.
Dunkan miał duszę tak wzniosłą, zenie mógł bez uwielbienia i litości poglądać na