Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/660

Ta strona została przepisana.

tychmiast perlem daniela rzucił się między szeregi nieprzyjaciół; lecz wbrew oczekiwaniu, nie biegać dalej niebezpieczna droga, wprzód nim zdołano pierwszy cios mu zadać, skoczył w bok po nad głowy dwojga dzieci i w mgnieniu oka daleko był od Huronów. Przeklęstwa rozległy się w powietrzu, szyki zostały pomięszane i wszyscy rozsypali się w pogoń.
Płomię roznieconych stosów świeciło posępno czerwonawym blaskiem. Dzicy jedni ledwo widzialni w oddaleniu, podobni byli do mar lecących w powietrzu z gwałtownymi ruchami wściekłości, drudzy przebiegając bliżej ognia, mieli na ciemnych swych twarzach wyraz okrocieństwa najdobitniej wyryty.
Łatwo sic domyślić, że wśrzód takiej zgrai nieprzyjaciół rozjuszonych, zbieg nie miał czasu do wytchnienia. Raz tylko spodziewał się już wbiedz do lasu, lecz znalazłszy tu na straży ten sam oddział,