Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/703

Ta strona została przepisana.

strzegł łapę niedźwiedzia, który wnet wsunął się za nim. Przejście było wązkie i ciemne, a straszny mieszkaniec lasów nie zostawiał nawet miejsca do cofnienia się na powrót. Nie mając za tém innego sposobu do wyboru, major ile możności starał się nieodstępować przewodnika i szedł dalej, chociaż niedźwieć pomrukiwał często, a niekiedy grabał mu po grzbiecie ogromną swą łapą, jak gdyby chciał go zatrzymać.
Trudno jest zaręczyć, czy Hejward zniósłby dłużej tak przykre położenie, gdyby wkrótce nie doznał ulgi. Po dwóch lub trzech minutach dążenia w prostym kierunku do miejsca, gdzie tlało słabe światełko, ukazał, się cel podziemnej wyprawy. Rozległa jaskinia w skale, rozdzielona kunsztownie na kilka części przepierzeniem z kory gliny i chrustu, służyła za skład żywności, broni i najdroższych sprzętów, a mianowicie tych rzeczy, co nie były niczyją