Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/710

Ta strona została przepisana.

warda, wspiął się słupem i stanął przed nim na tylnych łapach. Dunkan rzucał wzrok na wszystkie strony szukając jakiejkolwiek broni na przypadek napaści spodziewanej lada chwila, lecz nie mógł znaleść ani kija.
Zdawało się jednak że humor niedźwiedzia zmienił się nagle: nie mruczał już więcej i nie okazywał żadnego znaku gniewu, a zamiast jednostajnego chwiania się w obie strony, cała jego skóra kosmata wstrzęsła się jakimś gwałtownym wewnętrznym ruchem. Objął potém przedniemi łapami swoję głowę, zaczął targać ją silnie i kiedy Hejward patrzał na to osłupiały z zadziwienia, głowa upadła mu pod nogi, a na jej miejscu ukazała się twarz poczciwego strzelca ożywiona właściwym jemu cichym śmiechem.
— Cyt! — szepnął Sokole Oko uprzedzając Dunkana, żeby nie wykrzyknął na widok tak dziwnej przemiany; — łotry te są