Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/712

Ta strona została przepisana.

— Na nieszczęście, widziałem. Jest teraz w więzieniu, a jutro rano ma zginąć.
— Przeczuwałem że tak będzie, — rzecze strzelec tonem mniej wesołym i pewnym, lecz odzyskując natychmiast zwykłe swe męztwo, dodał: — I tożto jest właśnie istotna przyczyna, dla której pan mię tu widzisz; bo jakże można zostawić Huronom tak tęgiego chłopca! O! ja wiem coby to była za radość tym łotrom, żeby mogli przy jednym słupie piece z plecami uwiązać Jelenia Rączego i Długi Karabin, jak mię nazywają! Ale tymczasem powiedz mi pan, nie mogę pojąć dla czego oni dali mi to przezwisko, kiedy taka jest różnica między moją danielówką a prawdziwym karabinem, jaka między krzemieniem a gliną?
— Mów dalej bez wyboczeń: lada moment Huronowie nadejść mogą.
— Nie lękaj się pan tego: wiedzą oni, że czarownikowi trzeba dać czasu do u-