Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/714

Ta strona została przepisana.

Wsadziwszy każdemu z nich w łeb po jednej kuli, cichuteńko podpełzłem do obozu. Przypadek.... lecz zacóż nazywać przypadkiem szczególną łaskę Opatrzności? zrządzenie niebios raczej, zaprowadziło mię na miejsce, gdzie jeden z ich kuglarzy uzbrajał się, jak oni powiadają, do wydania walnej bitwy szatanowi. Wyciąwszy go porządnie w łeb kolbą, uśpiłem na czas niejakiś, a żeby nie miał chęci poziewać głośno kiedy się ocknie ze snu, na wieczerzę włożyłem mu w gębę i uwiązałem koło szyi spory sęk sosnowy. Przykrępowawszy potém samego do drzewa, wziąłem jego ubiór i postanowiłem sprobować, jak mi się też uda odegrać rolę niedźwiedzia.
— Odegrałeś ją wybornie; nie można lepiej.
— Człowiek co się tak długo na pustyni uczył, byłby najlepszym nieukiem, gdyby nie potrafił naśladować głosu i ruchów niedźwiedzia. Żeby to przyszło