Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/729

Ta strona została przepisana.

zajmy; weź pan pod ręce i prowadź panienkę.
— Niepodobna! Chociaż wszystko widzi i słyszy, ale przestrach odebrał jej siły; ona nie może utrzymać się na nogach. — Idź, mój zacny przyjacielu, ratuj siebie, a nas zostaw zrządzeniom naszego losu.
— Nie masz mdłości któraby nie przeminęła, a każde nieszczęście uczy czegoś. Uwiń ją pan w tę płachtę roboty Huronek. Nie tak; trzeba okryć całą osobę, żeby nic nie było widać. Schowaj pan dobrze te drobne nóżki; oneby nas zdradziły, bo w całych lasach amerykańskich pewno nie masz podobnych. Teraz proszę wziąść ją na ręce; tylko niech ja włożę moję głowę niedźwiedzią. No, idźmy.
Dunkan, jak to można widzieć ze słów jego towarzysza, spiesznie wypełniał dawane sobie rozkazy, i wziąwszy ciężar, który sam przez się niewielki, wydawał mu się bardzo lekkim, poszedł za strzel-