Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/735

Ta strona została przepisana.

w objęciach drogą osobę, równie jak nie miał wyobrażenia o tém uczuciu wrodzonego wstydu, którego doświadczała niewinna piękność na ręku młodego mężczyzny unoszona od nieprzyjaciół. Lecz kiedy już byli dosyć daleko od Huronów, zatrzymał się żeby przemówić w materyi lepiej mu znajomej.
— Scieszka ta, — rzecze, — prowadzi nad brzeg niewielkiego strumyka; idźcie państwo z jego biegiem aż do katarakty, gdzie po prawej ręce na pierwszej górze znajdziecie drugi naród. Trzeba żebyście się tam udali i prosili o schronienie, a jeżeli to prawdziwi Delawarowie, nie będziecie prosili napróżno. Uchodzić dalej z panienką niepodobna teraz. Huronowie mogliby pójść w ślad za nami i nieodpuściwszy nas na mil dwanaście, poobdzierać nam głowy. Idźcie państwo moi: niech Opatrzność czuwa nad wami!
— A sam? — zapytał Hejward z zadzi-