Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/805

Ta strona została przepisana.

stej płaszczyzny, będącej stanowiskiem obozu. Nie miał on żadnej broni, a twarz jego była umalowana w taki sposób, iż zdawało się że usiłował złagodzić przyrodzoną jej srogość. Skoro go Delawarowie postrzegli, zatrzymał się i dał znak pokoju i przyjaźni, podnosząc naprzód rękę do nieba, a potem kładąc ją na piersiach. Odpowiedziano mu podobnież i przez wielokrotne powtarzanie giestów przyjacielskich ośmielano żeby się zbliżył.
Zapewniony o dobrem przyjęciu ruszył się z miejsca i poważnie zaczął postępować ku mieszkaniom, a gdy jego postać ciemna rysowała się co raz wyraźniej na świetnem tle porankowego nieba, żaden szmer nie towarzyszył jego krokom, prócz brzęku srebrnych blaszek zdobiących mu ramiona i szyję, a małych dzwoneczkow koło mokkasinow z danielowej skóry. Każdemu mężczyźnie, mimo którego przechodził, czynił on skinienie przyjazne, lecz