Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/82

Ta strona została przepisana.

śmieli zostawić w lesie ślad mokkasinów swoich?
— Tropiłem ich wszędy, odpowiedział Iadyanin młody; i wiem że jest ich tyle ile palców w obu mych rękach; ale kryją się jak tchórze.
— Zbójcy szukają rabunku, albo głowy do obdarcia, — rzecze biały, którego, podobnie jak Szyngaszguk, ciągle Sokołem Okiem będziemy nazywali. — Montkalin podeszłe szpiegów aż pod sam nasz obóz; ale się dowie jakiem ogrzewamy się drzewem.
— Dosyć natém, — rzecze ojciec, poglądając na stonce zbliżone już do poziomu: — ruszą się oni jak daniele ze swoich kryjówek. Weźmy posiłek wieczorny, Sokole Oko, a jutro pokażemy Makwom żeśmy mężowie.
— Gotów jestem na jedno i na drugie, odpowiedział strzelec; ale żeby pobić tych nikczemnych Irokanów, trzeba ich wprzódy znaleść; a żeby wziąść posiłek, trzeba mieć zwierzynę. — Ach! wspomnij tylko djabła,