Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/821

Ta strona została przepisana.

niczém nie różna od innych, chyba tylko że lepiej nakryta i przeciw słotom zabezpieczona była.
Nakoniec ten szmer głuchy, co tak często daje się słyszeć w zgromadzeniach tłumnych, rozszedł się nagle i całe pokolenie jakby zmównie powstało razem. Drzwi wspomnionej chaty otworzyły się powoli i trzech szedziwych wodzów wyszedłszy z niej postępowało ku śrzodkowi placu. Wszyscy trzej nie mieli równych sobie wiekiem w całym narodzie, lecz ten co szedł pośrzodku i wspierał się na dwóch towarzyszach swoich, liczył sobie lata jakich rzadko człowiek dosięga. Zgarbiony pod ciężarem więcej niżeli jednego wieku, już nie lekkim i sprężystym Indyanina krokiem, lecz stawiać nogę za nogą posuwał się z trudnością. Czerwona i marszczkami okryta jego skóra, odbijała się dziwnie od białości włosów spadających mu na barki i tak długich, iż ca-