Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/86

Ta strona została przepisana.

— Nie, nie, rzecze Indyanin powstając poważnie, i ze zwyczajną sobie spokojnością usiadając znowu na kłodzie; słyszę konie ludzi białych, twoich braci, Sokole Oko; ty przemówisz do nich.
— Zapewne, przemówię, i tak dobrą angielszczyzną, że sam król, nie wstydziłby się odpowiedzieć. Ale ja nie widzę nikogo; nie słyszę ani koni, ani ludzi. Tu rzecz dziwna, że Indyanin łatwiej poznaje zbliżanie się białych niż człowiek który, jak to sami nieprzyjaciele przyznać muszą, ma krew bynajmniej nie zmieszaną, chociaż między czerwonymi żyje dość długo aby go o to posądzić było można. — O! sucha gałąź skrzypnęła. — Słyszę teraz szelest poruszonych krzaków. — Tak, tak, rozumiałem że to szmer spadającej wody — Ale otoż i jadą — Strzeże ich Pan Bóg od Irokanów!