Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/869

Ta strona została przepisana.

— Tamemund jestże jeszcze dzieckiem? — zawołał prorok w uniesieniu — Czyli to śniło mi się, że tyle śniegów przeszło po nad mą głową; że lud mój był rozproszony nakształt piasku pustyni, że Dżankesy liczniejsi od liści na drzewach osiedli kraj ten zniszczony? Strzały Tamemunda nie zlęknie się już ani jelonek; ręka jego jest słaba jak gałęź uschłego dębu; ślimak wyprzedziłby go w biegu: a jednak Unkas stoi przed nim taki sam, jaki był, kiedy razem szli walczyć białych! Unkas! pantera swojego pokolenia; najstarszy syn Lenapów, najmędrszy Sagamor Mohikanów! Delawarowie co mię otaczacie, powiedzcie mi, czyliż od stu zim Tamemund pogrążony we śnie?
Głębokie milczenie, skutek uszanowania połączonego z niejakąś bojaźnią, nastąpiło po tych słowach. Chociaż wszyscy słuchali lękając się odetchnąć nawet, nikt nieodpowiedział jednak. Lecz Unkas