Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/88

Ta strona została przepisana.

— Kto tam? zawołał Sokole Oko, chwyciwszy strzelbę na lewem ramieniu opartą niedbale, i bardziej przez ostróżność niż dla postrachu biorąc wielkim palcem za kurek, a wskazującym za cęgiel. Któż to przychodzi tutaj nie lękając się niebezpieczeństw i dzikich zwierząt pustyni?
— Chrześcianie, odpowiedział jądący najpierwej; przyjaciele praw i króla, podróżni od wschodu słońca bez posiłku przebywający te lasy i zmordowani niemiłosiernie.
— Zbłądziliście zatem, i poznaliście jaki to kłopoty kiedy nie wiadomo czy w prawo, czy w lewo wziąść się trzeba.
— Nakształt tego; dziecko u piersi tyle wie gdzie je niosą, ile my gdzie nas prowadzą. Czy nie mógłbyś nam powiedzieć jak daleko stąd do twierdzy William Henryk zwanej?
— Co! do William Henryk! zawołał strzelec z głośnym śmiechem, który uciął nagle, jakby lękając się, żeby go nie usły