Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/886

Ta strona została przepisana.

— Widzisz tę biedną dziewczynę, przywaloną żalem: nie opuszczaj jej póki nie odprowadzisz do mieszkań ludzi cywilizowanych. Nie mówię ci — zawołała nakoniec, w delikatnych swych dłoniach ściskając szorstką rękę strzelca, — nie mówię o nagrodzie od jej ojca: takich jak ty ludzi, wynagrodzić nie podobna; ale on będzie ci dziękował, będzie cię błogosławił. Ach! wierz mi, błogosławieństwo starca wiele znaczy w oblicza nieba; obym je mogła otrzymać teraz z ust jego, w chwili tak okropnej!
Zabrakło jej głosu, milczała czas niejakiś, a potém przystąpiwszy do Dunkana trzymającego na ręku omdlałą jej siostrę, przemówiła znowu z najżywszym wyrazem głębokiego rozczulenia: — Tobie Hejwardzie nie mam potrzeby polecać w opiekę tego skarbu, jaki posiadasz. Kochasz ją, i gdyby miała jakie wady, miłość zakryłaby je przed tobą; ale wiedz, ze ona jest tak dobrą, tak łagodną, tak tkliwą, jaką