Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/945

Ta strona została przepisana.

kiś człowiek w groźnej postawie, z rękoma wzniesionemi nad głowa. Nie przypatrując się długo, strzelec zmierzył do niego; lecz w tém odłam skały spadając nagle i gniotąc jednego ze zbiegów odkrył całą osobę i pozwolił wyraźniej widzieć gniewem zapaloną twarz poczciwego Gammy. W tém Magua wyszedł z głębokiej jamy, z najzimniejszą obojętnością przestąpił zwłoki ostatniego towarzysza, wielkim susem przeskoczył szeroką rozpadlinę i zaczął wstępować na skałę, gdzie już pociski Dawida szkodzić mu nie mogły. Jednę jeszcze pozostawało mu przesadzić przepaść, żeby bydź bezpiecznym zupełnie, kiedy zatrzymał się w pędzie i rzucając na strzelca urągające spojrzenie, zawołał:
— Biali psy! Delawarowie baby! Magua zostawuje ich między skałami krukom na pastwę!
To rzekłszy rozśmiał się okropnie i skoczył z całej siły, lecz nie dosięgną! prze-