zaraz złożyli broń ognista, udali się kaidy w inną stronę i kołując zdaleka, weszli w gęstwinę lasu tak ostrożnie, ze najmniejszy szelest kroków ich nie zdradzał.
— Teraz, powróć pan do tego łotra, — rzecze strzelec, i zacznij z nim gawędę; a tym czasem ci dwaj Mohikanie wypadną nagle i przytrzymają go, bez otarcia malowidła nawet.
— Na cóż, ja sam go przytrzymam, — rzecze Hejward zarozumiale.
— Pan! cóż pan na konin poradzisz Indyaninowi w gęstym lesie?
— Zsiędę z konia.
— Oho! czy pan myślisz, ze on postrzegłszy jedne nogę umykającą ze strzemienia, będzie czekał póki pan wyjmiesz drugą? Kto chce złapać lndyanina w lesie, niech puszcza się na jego własne wybiegi. Ruszaj pan zatem i rozmawiaj z nim tak pięknie, jak gdybyś uważał go za najwierniejszego przyjaciela.
Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/99
Ta strona została przepisana.