Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.
—   96   —


samem zakończeniem lekcji zjawiła się Ludka, i z surową twarzą zbliżyła się do stolika, położyła list od matki, zabrała resztę rzeczy Amelki i wyszła, starannie obcierając błoto z obuwia na słomiance leżącej przy drzwiach, jakgdyby otrząsała z nóg proch tameczny.
— Dobrze, pozwolę ci nie chodzić do szkoły, ale musisz codzień uczyć się trochę z Elizą, — rzekła pani March owego wieczoru. — Nie pochwalam cielesnych kar, szczególniej dla dziewcząt; nie podoba mi się też sposób nauczania pana Davisʻa i towarzystwo jakie tam miałaś, ale zanim cię oddam do innego zakładu, zapytam ojca o radę.
— To dobrze; chciałabym, żeby wszystkie uczenice opuściły jego przestarzałą szkołę i obróciły ją w niwecz. Do szału mię doprowadza myśl o tych doskonałych cytrynach, — rzekła Amelka i westchnęła z miną męczennicy.
— Nie żałuję, żeś je straciła, bo przekroczyłaś przepisy i zasłużyłaś na karę za nieposłuszeństwo, — surowo powiedziała matka. Dziewczę, spodziewając się tylko współczucia, zmieszało się temi słowy.
— Czyś ty mamo zadowolona, że mię spotkał wstyd wobec całej szkoły? — wykrzyknęła Amelka.
— Nie wybrałabym tej kary, — odparła matka, — ale kto wie, czy ona nie skuteczniejsza dla ciebie, niżeli łagodna. Robisz się nadto próżną i zarozumiałą moja droga, i czas poprawić się z tego. Masz dużo drobnych zalet i przymiotów, ale nie trzeba chełpić się niemi, bo chełpliwość psuje najpiękniejszą naturę. Prawdziwy talent lub przymiot nie mogą długo zostawać w ukryciu, a gdyby i tak nawet było, to nas powinna zadawalniać świadomość, że je posiadamy i wprowadzamy w czyn. Największym wdziękiem każdej potęgi jest skromność.