że mi przywróci dobry humor, — pomyślała Ludka i poszła.
Amelka, usłyszawszy łoskot łyżew, wyjąkała z niecierpliwym okrzykiem:
— Otóż masz! obiecała, że pójdę z nią na przyszły raz, bo to już ostatni lód; ale nie warto prosić takiej złośnicy.
— Nie mów tego; byłaś bardzo niedobra; i trudno jej wybaczyć stratę ukochanej książki; lecz sądzę, że mogłaby się zdobyć na to, i pewno zechce, jak spróbujesz w dobrej chwili, — rzekła Małgosia. — Idź za nimi, ale nic nie mów, póki się Ludka nie rozweseli przy Arturze; wówczas dopiero pocałuj ją, lub uściskaj. Pewna jestem, że się pogodzi całem sercem.
— Spróbuję, — rzekła Amelka, bo jej się ta myśl podobała; i wybrawszy się śpiesznie, dogoniła przyjaciół, którzy właśnie znikali za wzgórzem.
Niedaleko było do rzeki, ale już byli gotowi zanim ich Amelka dogoniła. Ludka, zobaczywszy ją nadchodzącą, odwróciła się, Artur zaś nie spostrzegł jej, mocno będąc zajęty ślizganiem się wzdłuż brzegu, by zgruntować lód, bo niedawno odtajała woda i znowu ją mróz ścisnął.
— Posunę się do pierwszego zagięcia rzeki i zobaczę jak rzeczy stoją, nim się zaczniemy ścigać. Te słowa jego usłyszała Amelka, gdy się puścił w bieg, w surducie i czapce z futrem, co mu nadawało minę młodego Rosjanina.
Ludka usłyszała, że siostrzyczka wzdycha, nogami tupie, palce gryzie, podczas gdy ona przyczepia łyżwy, ale się nie obróciła i zwolna posuwała się w zygzak w dół rzeki, doznając gorzkiego i przykrego zadowolenia, że Amelka cierpi. Póty lubowała się gniewem, aż się wzmógł i opanował ją, bo złe myśli i złe uczucia zawsze nad nami