Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

zarówno z dwiema towarzyszkami bardzo była zajęta „bawieniem się“. Zwiedzanie sklepów, przechadzki, przejażdżki i wizyty zapełniały całe dni; wieczory zaś spędzały w teatrze, w operze, lub w domu z gośćmi, bo Anusia miała dużo stosunków i potrafiła z nich korzystać. Starsze jej siostry były bardzo świetne, i jedna z nich miała narzeczonego, który się wydawał Małgosi niezmiernie interesującym i romantycznym. Pan Moffat, tłusty, wesoły gentleman, znał jej ojca; żona zaś jego, tłusta, stara dama, polubiła ją niemniej jak córka. Wszyscy ją pieścili, i niewiele brakowało, żeby się przewróciło w głowie „stokrotce“, tak ją tam bowiem nazywano.
Gdy nadszedł wieczór przeznaczony na „małe zebranie“, przekonała się Małgosia, że jej suknia popelinowa nie ujdzie; bo tamte dziewczęta ubrały się lekko i ślicznie wyglądały. Wydobyła więc tarlatanową, która się zdawała jeszcze starszą i uboższą przy nowej krepowej sukience Salusi.
Małgosia spostrzegła, że panienki to spoglądają na jej strój, to na siebie, i zaczęła ją twarz palić, gdyż obok łagodnego charakteru miała wiele dumy. Wprost nie powiedziały ani słowa, tylko Salusia zaproponowała, że ją uczesze, Anusia chciała jej zawiązać szarfę, a Bella, narzeczona, pochwaliła jej białe ręce. Lecz Małgosia widziała w tych grzecznościach tylko litość nad ubóstwem, i ciężko jej było na sercu gdy stała samotnie, podczas kiedy inne dziewczęta śmiały się, szczebiotały, skakały, biegały, jakby gazowe motylki. To przykre i gorzkie uczucie wzmagało się coraz bardziej; wtem służąca weszła z pudełkiem kwiatów. Zanim zdołała przemówić, Anusia zdjęła wierzch, i wszystkie wykrzyknęły, ujrzawszy w środku śliczne róże i paprocie.