Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.

co się ciebie tyczy, to chcę żebyś wiedziała, jak okropnie dokazywałam u państwa Moffat.
— Jesteśmy na to przygotowane, — rzekła pani March z uśmiechem, lecz wydawała się trochę niespokojna.
— Wiecie już, że mię tam panny wystroiły, ale nie mówiłam, żem była upudrowana, ściśnięta, ufryzowana i podobna do malowanki. Zmiarkowałam, że się to Arturowi niestosownem wydało, chociaż nic nie powiedział, — a jeden pan nazwał mię „lalką“. Wiem, że to było szaleństwem, ale mię tak odurzyły różnemi bredniami, żem pozwoliła zrobić z siebie warjatkę.
— Czy nic więcej? — spytała Ludka, gdy pani March patrzyła w milczeniu na spuszczoną twarzyczkę ładnej córki, i nie mogła zdobyć się na to w głębi serca, by ją potępiać za te drobne winy.
— Owszem, piłam szampana, dokazywałam, mizdrzyłam się, jednem słowem byłam ohydna, — rzekła ze skruchą.
— Zdaje mi się, że się coś więcej jeszcze znajdzie, — rzekła pani March głaszcząc miłą dziewczynkę, która się nagle zarumieniła, i rzekła zcicha:
— Prawda, jeszcze coś... wprawdzie jest to niedorzeczne, ale wolę powiedzieć, bo nie chcę, żeby ludzie mówili i myśleli w ten sposób o nas i o Arturze.
Gdy opowiedziała gadaninę, posłyszaną u państwa Moffat, Ludka spostrzegła, że matka mocno zaciska usta jakgdyby z niezadowolenia, iż rozbudzono takie idee w niewinnym umyśle Małgosi.
— Nie jestże to największe bezeceństwo w świecie! — wykrzyknęła Ludwisia z oburzeniem. — Trzeba ci się było pokazać niespodzianie i wyjaśnić rzecz natychmiast.
— Nie mogłam, toby mię zawiele kosztowało. Z po-