schodziły się na duże poddasze, by odbywać następne ceremonje: ustawiały rzędem trzy krzesła przy stole, na którym była lampa, i cztery białe bilety z wielkiemi literami „K. P.“ dla każdej odmiennego koloru, oraz gazeta tygodniowa, zwana „Teką Pickwicka“, do której wszystkie pisywały; Ludka zaś zamiłowana w piórach i atramencie, była jej główną redaktorką.
O siódmej godzinie szły do klubu, przywiązywały bilety do głowy i siadały z wielką powagą. Małgosia jako najstarsza, była Samuelem Pickwickiem; Ludka mająca literackie zdolności, Augustem Snodgrassem; różowa i okrągła Eliza, Tracym Tupmanem; Amelka zaś chcąca zawsze robić to czego nie umie, Natanielem Winkleem. Prezydent Pickwick czytał gazetę, którą zapełniały oryginalne powieści, poezje, miejscowe wiadomości, delikatne wytykanie wzajemnych wad i usterek. Pewnego razu, pan Pickwick wziął okulary bez szkieł, uderzył w stół, chrząknął, i spojrzawszy ostro na pana Snodgrassa, który się kręcił na krześle chcąc się dobrze usadowić, zaczął czytać:
„TEKA PICKWICKA“
20-go maja 18... r.
Niechaj smutek z serca znika,
Radość twarze niech spromienia,
Dzisiaj bowiem klub Pickwicka
Liczy kopę lat istnienia.
Dziś swobodnie i wesoło,
Czas upływa w naszem gronie,
Przyjacieli widzim koło,
I ściskamy bratnie dłonie.