nie starła kurzu, Amelka zaś nie poukładała rozrzuconych książek. Prócz „kącika mamy“, który wyglądał, jak zwykle, wszystko było w przykrym nieładzie; tam więc usiadła, żeby „czytać i wypoczywać“, to jest ziewać i marzyć o ładnych sukniach letnich, które chciała sobie kupić za otrzymaną pensję. Ludka spędziła ranek nad rzeką z Arturem, a popołudniu z płaczem czytała „Szeroki, szeroki świat“, siedząc wysoko na jabłoni. Eliza zaczęła wszystko wynosić ze skrytki, gdzie mieszkała jej dziatwa, ale zmęczywszy się przed dokonaniem dzieła, zostawiła swój apartament w największym nieładzie i poszła grać, rada, że nie potrzebuje zmywać talerzy. Amelka uporządkowała altankę, włożyła swą najładniejszą białą suknię, uczesała się w loki i usiadła rysować pod powojami w nadziei, że ją kto zobaczy i zapyta: „kto jest ta młoda artystka?“ Ponieważ tylko jakiś podżyły jegomość przyglądał się jej dziełu z zajęciem, poszła na przechadzkę, ale się zaziębiła na deszczu i wróciła do domu zmoknięta.
Przy herbacie udzieliły sobie doznanych wrażeń i zgodziły się na to, że dzień był rozkoszny, chociaż niezwykle długi. Małgosia, która kupiła popołudniu śliczną suknię z niebieskiego muślinu i pokrajała ją w bryty, przekonała się, że jej prać nie można, a ten zawód skwasił ją nieco. Ludka przepaliła sobie skórę na nosie, pływając po rzece i głowa ją rozbolała od zbyt długiego czytania. Elizę zmęczyło porządkowanie gabineciku i uczenie się kilku piosenek naraz. Amelka była zasmucona, że sobie zniszczyła suknię, bo nazajutrz miało być zebranie u Kasi Brown i biedna nie miała się w co ubrać. Ale to były tylko drobnostki i dziewczęta zapewniały matkę, że próba idzie doskonale. Uśmiechała się ona w milczeniu i wraz z Anną robiła za nie wszystko, chcąc, żeby dom był przyjemny