Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/159

Ta strona została uwierzytelniona.
—   155   —


i żeby maszynerja gospodarska nie ustawała. Dziwna rzecz, jak się nieznośny i niemiły stał ten czas przeznaczony zabawie i próżnowaniu. Dni były coraz dłuższe, a pogoda ciągle się zmieniała, równie jak temperamenty. Jakieś kapryśne usposobienie ogarnęło je wszystkie; szatan podsuwał ich nieczynnym rękom rozmaite figle. Magłosia, chcąc się znaleść u szczytu rozkoszy, odrzuciła szycie, ale tak jej się czas dłużył, że zaczęła krajać i psuć suknie, by mieć takie jak panna Moffat. Ludka czytała tak wiele, że oczy wypowiedziały jej służbę, książki obrzydły i przez zbytnią drażliwość, poróżniła się nawet z poczciwym Arturem. Stan jej był tak niemiły w ogólności, iż byłaby już wolała pojechać z ciotką March. Elizie było bardzo dobrze, bo zapominając ciągle, że się ma tylko bawić i wcale nie pracować, wracała chwilami do dawnych zwyczajów. Mimo to i dla niej ciężkie było powietrze i nieraz bywała tak zakłóconą wewnętrznie, że nawet szarpnęła biedną chorą Joannę i nazwała ją „straszydłem“. Amelce gorzej było jak innym, bo nie umiała sobie radzić; ile razy siostry zostawiły ją samą, wprędce jej doskonała i ważna osóbka stawała się dla siebie wielkim ciężarem. Lalek nie lubiła, czarodziejskie bajki wydawały jej się dziecinne, rysować bezustanku nie mogła. — Zebrania wieczorne i pikniki sprawiają wielką przyjemność, jak są dobrze urządzone, — myślała sobie. — Gdybym miała piękny dom i pełno miłych panienek w gościnie, lub gdybym podróżowała, przeszłoby rozkosznie; ale ponieważ siedzę w miejscu z trzema samolubnemi siostrami i z jednym wyrostkiem, musiałam stracić cierpliwość. Oto jej wrażenia po kilku dniach rozrywek, kaprysów i nudów.
Żadna nie chciała przyznać, że zmęczona próbą; ale w piątek wieczorem rade były, że się tydzień kończy. Pani